Gabriel Maciejewski o książce: Jędrzej Giertych – Jan Amos Komensky. U źródeł katastrofy ..
Gabriel Maciejewski o książce Jędrzeja Giertycha: Jan Amos Komensky, u źródeł katastrofy dziejowej Polski: Książka, którą macie Państwo w rękach, została wydana raz jeden tylko – w Londynie w roku 1964. Nigdy później ani za granicą, ani tym bardziej w Polsce jej nie wznawiano. To dziwne, zważywszy na nazwisko autora, jego poglądy polityczne, a także warsztat. Jędrzej Giertych był i jest nadal postacią rozpoznawalną, przez wielu docenianą, przez niektórych nawet przecenianą. Jest także Jędrzej Giertych postacią w pewnych środowiskach nielubianą, wręcz nienawidzoną. Tym co istotne w jego dociekaniach jest zmiana optyki w spojrzeniu na historię. Giertych nie zastanawia się nad tym, czy kryzys w Polsce XVII wieku to wina zbyt archaicznego ustroju czy może samowoli szlachty. On wskazuje winnych wprost. Mówi – za klęski i katastrofy narodowe odpowiedzialni są wrogowie Kościoła Katolickiego. Nazywa tych wrogów imieniem i nazwiskiem, a swoje poglądy uzasadnia, powołując się na źródła, fakty i ukazując wypadki w kontekstach szerokich, obejmujących całą Europę. Dokładnie na odwrót niż to czynią historycy, których prace czytać musi dziatwa szkolna i młodzież akademicka. Dla nich bowiem wypadki w Polsce są tylko marginesem polityki europejskiej i globalnej, który ma z nią związek luźny. U Giertycha wydarzenia te stanowią epicentrum wybuchu dziejowego wulkanu oraz jego obrzeża. Każde zaś zdarzenie połączone jest nie ukrytymi bynajmniej, ale dobrze widocznymi nitkami z polityką mocarstw Europy, które nie miały i nie mają wobec Polski dobrych zamiarów. Czytając książkę Jędrzeja Giertycha, poświęconą roli Jana Amosa Komenskiego w rozmontowywaniu Rzeczpospolitej Obojga Narodów, zastanawiamy się, dlaczego ta wiedza, tak uwodzicielska, a jednocześnie tak wszystkim potrzebna, została przed nami ukryta? Dlaczego postaci tak dla naszej tragicznej historii istotne nie kojarzą się przeciętnemu konsumentowi publicystyki historycznej z niczym? Można by mnożyć odpowiedzi, ale lepiej, by każdy tę kwestię rozważył we własnym sumieniu i tam ją próbował rozwiązać. Mnie interesuje tu dziś jedynie sposób, w jaki zamilcza się ważne książki. Można to uczynić różnymi metodami, ale najważniejsza jest jedna – unikanie dyskusji. Nie wystarczy wydać książkę, trzeba jeszcze o niej porozmawiać, najlepiej publicznie w świetle kamer. Tu jednak mnożą się trudności, bo kamery to media, media zaś karmią się spreparowaną na użytek mas papką. Nie ma w niej miejsca na treści zawarte w książce Giertycha. Każdy zaś kto próbowałby to zmienić, spotkałby się z ostracyzmem nie tylko mediów, ale także historyków zawodowych. Argument przeciwko takiej dyskusji byłby zawsze jeden – czytelnik nic by z tego nie zrozumiał. Czy rzeczywiście? Pewnie tak, bo wychowywany jest ów czytelnik przez dekady całe w innym duchu, a przy wychowaniu go korzysta się z innej optyki. Może więc warto to zmienić, zaczynając od lektury książki Jędrzeja Giertycha?
Moja pierwsza reakcja, gdy zobaczyłem ww. ksiażkę:
– jakiś biały ptak w logo; Klinika Języka…? Nie, to nie to [guglujemy wydawnictwo]
– po drodze myśl „marna okładka, w Klinice by nie przeszła”.
– strona wydawnictwa o niczym, wspomina o jednej ksiażce. Wygląda jak firma krzak. Myśl: Skąd Coryllus ich wytrzasnął?
No to teraz wszystko jasne: mamy nowego gracza. Pierwsze koty za płoty. Życzę wszystkiego, co najlepsze! Kupię od Was każdą książkę trzymającą poziom!
Bardzo mi się podoba wywód o przymusie czytania. Nie ma czegoś takiego; ).
.
Fe-no-me-nal-ny wyklad… po prostu fenomenalny !!!
Alez Pan ma dar opowiadania zrozumiale historii… a takze dar fantastycznych zupelnie recenzji nowych ksiazek, ktore wierze, ze stana sie dla wielu Polakow obowiazkowa lektura. Te Pana kapitalne „bon mot’y”… wielki mlot – Turcja i maly mlot Szwecja w rekach Francji !!! Cos kapitalnego… i jakze prawdziwego !!!
Jesli chodzi o rodzine autora tej ksiazki – to niestety chyba sp. pan Jedrzej w grobie sie przewraca jak widzi „podskakujacego” wnusia Romanka Giertycha na jakims kod’owym spedzie…
… a co do Francji… to ja – niestety – nie lubie Frankow… i nie grozi mi abym ich polubila… zawsze bede miala „ograniczone zaufanie” do tych dwulicowcow i hipokrytow !!!
Ach… i nowe studio – super.
Dobre!
Ostatnio jakaś dyrektorka-nauczycielka też wyskoczyła z tym, że edukacja musi być powszechna. Walka z analfabetyzmem też jest jednym z ich celów. Widać tego rezultaty.
Inaczej jest u Żydów, którzy już w I wieku zredukowali analfabetyzm wśród mężczyzn do minimum. Ale co innego jest uczyć się czytać Torę i Talmud a co innego zaczynać swoją przygodę z lekturą od książek z Biedronki.